sobota, 12 stycznia 2008

chorowanie

Rozsmakowuję się w lenistwie.
Staram się zmieniać ubrania na dzień. Ale dzisiaj nie. Sunę w swoich góralskich kapciach po drewnianej podłodze i choć jest równa, potykam się o klepkę. Na sobie mam stary kolorowy polar, trochę fioletowy, trochę czerwony, trochę pomarańczowy. Mam nieświeży oddech i nieumyte włosy. Spod polara wystaje granatowa pidżama ojca – jedna z kilkudziesięciu, które dostał w ciągu życia na gwiazdkę.

Gęsty śluz chrobocze mi w gardle, odrywa się w bólu. Spluwam w umywalkę i patrzę w nią sekundę obojętnie, zanim odkręcę kran.

Odkryłem telewizję w Internecie – to niebezpieczny, złośliwy wynalazek, który ostatecznie przemieni nas w małpy – nie przerywają reklamy, cały czas oglądasz to, co chcesz oglądać. Spędziłem na tym już trzeci dzień. Obejrzałem Obywatela Kane’a i siedemnaście odcinków StarTreka Next Generation, który wywołuje we mnie melancholię za utraconym dzieciństwem i poczucie ogólnej ekscytacji.

Na początku dnia przypominam sobie listę spraw do załatwienia, zalegających od dawna. Przeglądam listę nieprzeczytanych mejli. Potem już tylko płynę, odlatuję do egzotycznych światów. Tam czas jest względny.

Gorączka nie odbiera zmysłów, ale rozpuszcza je, jak w gorącym kisielu. Wszystko dociera przez gęstą, lepką, ciepłą barierę. Dźwięki są przytłumione, tak samo jest ze smakiem, węchem, nawet dotykiem.
Snuję się po domu, rozdrażniony - jak ktoś, kto zgubił okulary i szuka kluczy, nieprzyzwyczajony do słabego wzroku.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Trafiłem tu przypadkiem, ale jestem pod wrażeniem tego bloga, wpisów, języka, wrażliwości autora... i w ogóle. Poziom naprawdę rzadko w blogach spotykany.
Podziwiam, gratuluję, życzę i pozdrawiam.
I oczywiście polecam mój, chyba dziennikarsko-reporterski (tak mi się wydaje) blog. Zapraszam! www.b-clive.blogspot.com