wtorek, 28 sierpnia 2007

02:25

Oglądałem dziś filmy o przekraczaniu granic, docieraniu do tajemnic, odnajdywaniu najbardziej ukrytych sensów, a później brnięciu dalej. Są rzeczy niedostępne: życie na zawsze, latanie, samopoznanie, bycie matką. Bez wulgarnych środków zastępczych, mechanicznych utensyliów. Doprowadzam się do stanu, że nerwy mam napięte, jak ścięgna siłacza zaraz przed pęknięciem. Nabrzmiewają mi żyły na skroniach, żyły w oczach, czerwona siatka wypryskuje na oko. Czytam, aż do wypłakania oczu. Oczy potrafią wyschnąć, a wtedy poruszają się pod powiekami z bólem, każde mrugnięcie rysuje je jak papier ścierny. Zbliżam się do wiedzy, każde słowo dudni mi w czaszce, mit wraca do początku. Ja wracam. Wydaje mi się, że wszystkie najstarsze opowieści są o mnie. To mnie ukarano i przeklęto, to mnie kazano rodzić nieskończone dzieci, w bólu połogu, to ja muszę orać ziemię, bez nadziei na plon i odpoczynek.

W drewnianym domu w lesie (czuję jego żywiczne, nigdy nie dobite ściany), w miejscu, które wymawiam szeptem, też czuję to pulsowanie. Robię to, o czym są te wszystkie sztuki, filmy, książki, piosenki, i jest tak, jak obiecywali. Znowu czuję, że to wszystko ma jakiś ukryty sens, że nie zostałem oszukany.

Znowu w nocy, za biurkiem, nasłuchuję skowytu wiatru, jęków i nieprzyzwoitości sąsiadów. Wącham kurz z biurka, wciągam go w siebie, ścieżkami, jestem na pierwszorzędnym haju.

Czuję, jak drewno z biurka ożywa, jak zapuszcza korzenie, wbrew prawu. Czuję zapach soków, ściekają z drewnianych poręczy krzesła, wchodzą we mnie, oddycham świeżym tlenem. Drzewa, rośliny, oplatają mnie gąszczem, prześwituje przez nie zwyczajna noc, zwyczajny wiatr napiera na szyby, a ja czuję ten smak, trawiasty, drażniący. Żywiczna woń usypia mnie, zakleja mi oczy. Czuję jak pod tym dotykiem stają się znowu zdrowe.

Brak komentarzy: